O akcji

Jesteśmy molami książkowymi ze Szkoły Podstawowej imienia Bolesława Chrobrego. Wszyscy uczniowie w naszej klasie lubią czytać.Wzięliśmy udział w konkursie polonistycznym i zorganizowaliśmy akcję promującą czytanie, która nosi tytuł ,,Zaczytani". Zachęcamy do udziału w niej i czytania książek;).

środa, 25 listopada 2015

Opowiadanie Julii

Julia Jóźwiakowska

TAJEMNICA SNU

Był pochmurny, szary, deszczowy dzień. Za oknem słychać było tylko spadające z rynien domów krople, które uderzały o ziemię…plum…plum… Zegar wybił już godzinę siódmą, a z każdą minutą ubywało czasu do wyjścia.
- Wstawaj! – słyszałam tylko doniosły głos mamy z kuchni. I było to właśnie ostatnie słowo przed tym, co miało się stać. Światło zgasło. Usłyszałam tylko głośny grzmot.
- Mamo! – krzyczałam w zaparte, ale nikt nie odpowiadał.
- Gdzie jesteś?! – kończąc to pytanie. weszłam do kuchni... W dom uderzył piorun. Błyskało już wcześniej, ale nie sądziłam, że dojdzie do czegoś takiego. Talerze rozbite na nieliczną ilość kawałków wbijały się w moje stopy niczym gwoździe w metalową ścianę. Bałam się jak nigdy! A do tego ciemność jeszcze bardziej podkręcała mój strach. Aż nagle poczułam uderzenie zimna. Drzwi na zewnątrz były otwarte. Z początku mówiłam sobie: „Nie, to jeszcze pogorszy sprawę”, ale moje drugie ja kazało iść mi przed siebie. Tak też uczyniłam. Szłam po mokrym asfalcie gołymi stopami, aż doszłam do domu mojej przyjaciółki. Zapukałam ręką ścierpłą z zimna. Czyżby jej też nie było? Mój lęk i obawy były coraz większe. Nawet latarnie na ulicach podporządkowały się piorunowi, który uderzył w mój dom i zgasły. Nagle zaczęłam się zniżać i zniżać coraz bardziej. Mieliśmy ostatnio na przyrodzie co to depresja, ale to nie było to. Spadek był zbyt stromy i nagle przestałam czuć grunt pod nogami.
- Ja spadam, pomocy! – krzyczałam co sił, ale nikt się nie zjawił. Zaczęłam wątpić w siebie, gdy spadałam coraz głębiej, gdy nagle zobaczyłam… Czy, czy to światło? Tak to wyglądało. Zamknęłam oczy i nie wierząc stanęłam, ale nie był to ani zimny twardy asfalt, ani potłuczona porcelana. Było to coś miękkiego.
- Tak! – to była trawa, taką samą hoduje moja babcia w ogródku. Już chciałam ruszyć dalej, gdy zza krzaków usłyszałam szmer. Przypomniało mi się to uczucie, a w zasadzie odgłos, gdy piorun uderzył w dom. Nie wiedziałam zupełnie, gdzie jestem i co tu robię. Ciarki mnie przeszły. Ale zaraz? Dalej nie ma  mamy! I znów poczułam to jak liczne odłamki talerzy wbijały się w moje stopy. Nie było to przyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Zastanawiałam się też, co stało się z moją przyjaciółką. To co z mamą? Nie miałam wyboru, usiadłam w rogu i zaczęłam płakać. Ale ku mojemu zdziwieniu moje łzy nie były pod postacią ciała ciekłego, lecz stałego. Każda moja łza zamieniała się w diament, i to prawdziwy.
Co się dzieje? Moje ciało zaczęło powoli znikać. Najpierw ręce potem nogi, stopy… Nagle znalazłam się w łóżku. W moim własnym łóżku i ponownie usłyszałam głos mamy.
- Spóźnisz się do szkoły! – Wszystko wróciło do normy. Mama weszła do pokoju.
- Co tak długo? – zapytała. – Miałaś jakiś sen?
- Nie, tylko taki malutki – odpowiedziałam, z trudem zaciskając zęby.
- To schodź na śniadanie, owsianka gotowa.
- Dobrze, mamo!
Zeszłam na dół.
-Tylko uważaj, nie idź tędy. Stłukłam talerz, pokaleczysz się.
Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się do mamy, która sprzątała z ziemi resztki porcelany.
  


1 komentarz: